Minione dwa tygodnie, to mieszanka udanych treningów z beznadziejnym startem. Do tego od dłuższego czasu męczy mnie przeziębienie. Niby jest już ok, ale czasem trochę mnie przytyka przy większych prędkościach, a także mam jakieś sporadyczne napady duszności, kiedy muszę sobie trochę pokaszleć.
Pierwszy opisywany tydzień musiałem zluzować, natomiast w kolejnym postanowiłem "docisnąć" formę, bo zostanie 14 dni do maratonu, które muszę przeznaczyć na zluzowanie i złapanie świeżości.
8-14 kwietnia:
Poniedziałek:
12 km - śr. 4:58/km - HR 131
W weekend poprzedzający, zrobiłem 54 km, więc tutaj mogłem jedynie baaardzo spokojnie pobiegać. Wieczorem zaczęło mnie brać przeziębienie, które ciągnie się do dnia dzisiejszego.
Wtorek:
11,4 km - śr. 4:46/km - HR 137
Podbiegi 8x 150m + schłodzenie
Jedyną ciekawostką z tego treningu jest fakt, że jak dobiegłem na moją górkę i się rozciągałem, to jakieś 200 metrów ode mnie, koleś przypaprał autem w barierkę na obwodnicy :D Inny kierowca (ten, którego wyprzedzał) zatrzymał się i sprawdził czy wszystko ok, więc mogłem skupić się na swoim treningu ;)
Środa:
Interwały: 3x 1600 + 3x 1000 + 3x 400
Przerwy odpowiednio: 1 minuta, 2 minuty i 400m (wszystkie w truchcie)
Pierwsze odcinki miały być w tempie progowym. Planowałem po 3:30/km, a wychodziło po 3:29 i musiałem się hamować, bo szło dosyć gładko. Przerwa zaledwie minutowa, ale wystarczająca, żeby nie mieć tutaj problemów.
Kolejne odcinki, to już tempo piątki (z kalkulatora). Planowałem po 3:15 i wszystkie wykonałem z chirurgiczną precyzją, czyli co do sekundy. Tutaj już mocno się napracowałem.
Ostatnia część treningu, to już rzeźnia. Według kalkulatora, powinienem te czterysetki biegać w 1:12 (3:00/km). Jako, że szybkościowcem nie jestem, to miałem tutaj ogromne problemy. Umordowałem się strasznie, a wyszło 1:13, 1:14 i 1:12.
Z całego treningu byłem bardzo zadowolony, bo tego dnia miałem chyba szczyt przeziębienia. Nos, gardło i płuca zawalone, a trening wszedł bardzo dobrze.
Czwartek:
WOLNE
Planowałem bieg regeneracyjny, ale zrezygnowałem ze względu na przeziębienie. Miałem nadzieję, że to wystarczy. Nie wystarczyło ;)
Piątek:
8 km - śr. 4:42/km - HR 143
Rozruch przed Nocną Dychą w Brzegu. Na przedostatnim kilometrze wykonałem pięć przebieżek po 20 sekund.
Sobota:
Nocna Dycha w Brzegu - 10 km - 36:05
Fatalny bieg, o którym już wspominałem. Opóźniony start, a potem bardzo dobry początek - być może na okolice życiówki. Jeszcze przed półmetkiem ogromne problemy żołądkowe i jedyne o czym myślałem, to kibelek ;)
Niedziela:
WOLNE
Drugi w tym tygodniu dzień bez biegania. Wymarzłem się na starcie w Brzegu i znów mocniej zaatakowało mnie przeziębienie. Postanowiłem, że odpuszczam ten dzień, a od poniedziałku startuje z bardzo mocnym tygodniem, ostatnim takim przed maratonem.
W całym tygodniu zaledwie 65 km i chyba zero roboty pod maraton.
15-21 kwietnia:
Poniedziałek:
27 km - śr. 4:19/km - HR 151
Dalej miałem bardzo mocno zawalony nos, więc postanowiłem, że wychodzę na wybieganie, a w trakcie dostosuję trening do samopoczucia. Jak będzie dobrze, to będzie long, a jak nie, to będzie we wtorek.
Biegło mi się bardzo lekko, więc postanowiłem, że robię spokojne 15 km, a potem przyspieszam na 8 km i na koniec wracam do spokojnego biegu.
Ostatecznie 8 km zrobiłem w średnim tempie 3:50/km. Dosyć wolno, ale wiało tak mocno, że momentami nie mogłem zejść poniżej 4:00.
Wtorek:
4,4 km - śr. 5:47/km - HR 117
7,3 km - śr. 4:40/km - HR 136
Wtorek miał być dniem spokojnego biegania. Najpierw krótko i spokojnie z Anią, a bardzo późnym wieczorem już sam - lekko, ale narastającym tempem.
Środa:
Interwały: 4x 1000 (przerwa 2')
Dzięki temu, że zrobiłem bieg długi w poniedziałek, a kolejny zaplanowałem na piątek, to "zarobiłem" jeden dzień, który postanowiłem wykorzystać na krótkie, ale bardzo szybkie bieganie.
Trening wyszedł zgodnie z planem. Tempa "tysiączków", to 3:14, 3:14, 3:16 i 3:15. Tradycyjnie już, zawiewało dosyć mocno, więc byłem naprawdę zadowolony. Zwłaszcza, że w nogach musiał zostać poniedziałkowy trening.
Czwartek:
12 km - śr. 4:49/km - HR 136
Spokojnie, choć wpadły dwa szybsze odcinki. Postanowiłem, że sobie przejmę dwa segmenty na stravie :D Głupie to, zwłaszcza przy tak mocnym tygodniu, ale uznałem, że sobie urozmaicę trening :D
Wpadł mocny podbieg, a potem sprinterski odcinek i dwa segmenty moje! :D
Piątek:
30 km - śr. 4:17/km - HR 155
Tutaj miałem komfort, którego raczej w dni powszednie nie mam, a mianowicie dzień wolny w pracy! Jako, że zaplanowałem start na 10 km w poniedziałek, to musiałem bieg długi wykonać już w piątek.
Był to już ostatni bieg długi, bo do maratonu pozostało zaledwie 16 dni.
Zgodnie z zaleceniem Danielsa, wykonałem mieszankę biegu progowego z biegiem spokojnym.
3 km + 3x 3 km próg (przerwa 2') + 17 km
Trójki wyszły odpowiednio w tempie: 3:39, 3:35, 3:37.
Nie było to jakoś bardzo szybko, ale biegałem na mocno już zmęczonych nogach, w terenie i na GPS, który lubi czasem oszukać.
Po tej części treningu, zjadłem żel i pokręciłem się jeszcze 17 km w tempie 4:25-4:40.
Sobota:
10 km - śr. 4:47/km - HR 137
Nogi baaardzo ciężkie, ale z każdym kilometrem biegło się jakoś lżej.
Niedziela:
WOLNE
Przebiegłem 102 km w sześć dni i dla mnie to wystarczająco, aby z czystym sumieniem zrobić sobie odpoczynek przed jutrzejszym startem :) Druga sprawa, że trzeba już schodzić z kilometrów, bo 5 maja już bardzo blisko :)