"Nie ważne jak zaczynasz, ważne jak kończysz" - czyli ponownie "rozjeżdżam" życiówkę Negative Splitem! To już trzecia z rzędu życiówka w półmaratonie, zrobiona strategią z narastającym tempem. Zawsze gdy próbowałem innej taktyki, to umierałem w drugiej części :)
Podobnie jak przed rokiem, zmiana czasu nie była dla mnie problemem, bo w dniu startu, zawsze budzę się wcześniej niż zwykle - stresik robi swoje :)
Na start wyruszyliśmy z dość dużym zapasem czasu i na miejscu byliśmy już na nieco godzinę przed biegiem. Spokojnie można było wszystko ogarnąć i pogadać ze znajomymi, co bardzo mocno nas rozluźniło :D
Jeszcze długa wycieczka do depozytu (nasz samochód miał numer 51) i można było ruszyć na rozgrzewkę - punktualnie o 9:30. Nieco ponad 1,5 km wystarczyło... żeby mnie uświadomić, że mam dziś mega ciężkie nogi :D Zachowywałem spokój, bo wiedziałem, że po strzale startera wszystko puści ;)
Rok temu udałem się do strefy na ostatnią chwilę i przez to musiałem skakać przez barierki. Teraz obiecałem sobie, że będę wcześniej... No i jak się pewnie domyślacie, znowu dotarłem w ostatniej chwili i znowu skakałem przez barierki, przy okazji lekko rozcinając palec :D
Jeszcze tylko "Sen o Warszawie" z głośników i...
START!
Początek biegu to oczywiście mega czujność, aby obeszło się bez jakichkolwiek kolizji. Druga bardzo ważna sprawa, to nie dać się ponieść tłumowi, bo chyba nie muszę mówić, ilu jest "mistrzów pierwszego kilometra".
Niedługo po starcie mamy pierwszy podbieg na wiadukt, za chwilę zbieg i jest pierwsza flaga - 3:36. Przy drugiej fladze odbijam międzyczas 3:35 i biegnę ramię w ramię z Tomkiem - szybkie przywitanie i kontynuujemy bieg - jak się potem okaże, trochę sobie razem pobiegliśmy ;)
Zbiegamy w dół i lecimy wzdłuż Wisły. Wszystkim klikają zegarki, a flagi nie widać. W końcu do niej dobiegam i odbijam... 4:22 - jak można tak ustawić flagi? Następny "kilometr" robię w 2:55, czyli ta flaga już na miejscu ;)
Szczerze mówiąc, biegnie mi się tutaj dosyć ciężko i czuję, że tempo 3:35 będzie dzisiaj wyzwaniem...
Skręcamy w prawo i zaczyna się podbieg na Most Gdański, a po drodze punkt z wodą. To jest zdecydowanie najtrudniejszy fragment tej trasy.
Na moście zamykamy piąty kilometr i tutaj mogę zweryfikować jak biegnę.
3:35, a piątka w 18:05 (3:37/km) - jest trochę za wolno, ale nie chcę przeszarżować.
Gdzieś w połowie mostu poczułem, że nogi zaczynają kręcić jak należy! Kolejne kilometry w 3:24 i 3:43 - strzelam, że znowu coś nie tak z flagą... Kolejny w 3:32 i zbliżamy się do drugiego punktu z wodą, więc pora zjeść żel, który od początku trzymam w ręce. Kilometr z jedzeniem, piciem i polewaniem w 3:37.
Jesteśmy na 10. kilometrze. Od jakiegoś czasu razem z Tomkiem wyprzedzamy biegacza za biegaczem. To mocno buduje moją pewność!
Kilometr w 3:31, a dychę zamykamy w 35:55 (3:36/km). Przyspieszyłem, ale nadal jest za wolno.
Skręcamy w prawo i w okolicy półmetka biegu, podejmuję kluczową decyzję - przyspieszam jeszcze mocniej! Tomek puszcza i zostaję sam, a zabawa dopiero się zaczyna!
Jedenasty kilometr w 3:23, choć wiało tutaj dosyć mocno. Kolejny kilometr to podbieg na Most Świętokrzyski, gdzie znowu wyprzedziłem kilka osób. Na moście już konkretny "wmordewind", ale trzeba robić swoje i napieram dalej. Kilometry w 3:42 i 3:28, czyli znowu coś mogło być z flagami...
Następne flagi w 3:31 i 3:36 i mam 15 kilometrów za sobą. Czas 53:38 (3:35/km). Coś tam nadrobiłem, ale jeszcze jestem 23 sekundy w plecy, jeśli chodzi o walkę z granicą 1:15.
Przebiegamy przez Łazienki, w których oczywiście "łykam" kolejną grupkę.
Tutaj jakże motywujące hasło - "mogłeś wybrać szachy" :D
Szesnasty kilometr w 3:31 i wiem, że za chwilę skręcimy na ostatnią, bardzo długą prostą do mety. Jeszcze ostatnie nawodnienie i ostatnie nadzieje, że na tej prostej będzie wiało w plecy!
Skręcamy, i co? Znowu "wmordewind", a przede mną ponad 4-kilometrowa prosta! Jakieś sto metrów przede mną wypatruję Artura z Legnicy i nie będę ściemniał, że mnie to nie ruszyło. Podbudowało mnie to cholernie i wiedziałem, że choćbym miał finiszować na czworaka, to go dogonię! Artur od kilku lat nie ma sobie równych w Legnicy, więc dla mnie była to mega szansa, by go w końcu zdetronizować :D
Siedemnasty kilometr w 3:31, a na osiemnastym jestem już obok Artura. Szybkie przywitanie i ciśniemy ramię w ramię! Zrobiły nam się warszawskie Mistrzostwa Legnicy! :D
Kilometr robimy w 3:29 i żaden nie odpuszcza! Zaczynam trochę wątpić, czy go urwę, ale dalej cisnę ile tylko mogę. Doganiamy Damiana - miejscowy biegacz, ale znamy się już bardzo dobrze.
Mam Damiana i Artura za plecami, ale wiem, że ja tu mogę najwyżej przyspieszyć, ale nie zwolnię za żadne skarby! :D Dobiegam do flagi numer 19 i za mną robi się coraz ciszej, co trochę mnie uspokaja ;)
3:32 i zbiegam do tunelu - prawie nic nie widzę w tych okularach, ale cisnę ile mogę, bo wiem, że za jakieś 7 minut będę już na mecie.
Już jestem pewien, że Artur i Damian zostali, co jest dla mnie fajną wiadomością, bo jakoś lubię te pojedynki ze znajomymi :D
Wybiegam z tunelu (dosyć sztywny podbieg) i odbijam kilometr w 3:33.
20 km w 1:11:15 (3:34/km), czyli jestem tutaj 15 sekund za późno, ale mimo to walczę do końca i cisnę już resztkami sił. Ostatni kilometr w 3:31, a ostatnia setka w 17 sekund, czyli w tempie 2:50, bo leciałem patrząc w zegar :D
Ostatecznie 1:15:04 (3:33/km), czyli zabrakło 5 sekund do magicznej czternastki, ale patrząc na to, że ostatnie kilometry były pod wiatr, to jestem mega szczęśliwy... choć na zdjęciach z mety, to raczej zszokowany! :D
Po chwili przybiega Artur i gratulujemy sobie nowych życiówek. Mega szacun dla niego, bo gość jest... 15 lat starszy ode mnie, a dalej trzaska życiówki! Fenomen!
Jeszcze długa wycieczka do depozytu i śledzę bieg Ani, poprzez... dzwonienie do prowadzącej jej Emilki :D
Ostatecznie Ania odpaliła jeszcze lepszy Negative Split ode mnie i dobiegła do mety z czasem 1:53:54, a był to dla niej pierwszy w życiu płaski półmaraton, a drugi w ogóle :) Jestem mega dumny!
51. miejsce Open - ukończyło 12763
27. miejsce w M20
28. miejsce wśród Polaków
7 miejsce w Mistrzostwach Polski Blogerów