Miniony tydzień, to budowanie zapasu prędkości, który powinien mi ułatwić bieg tempem maratońskim. Przy okazji pozwala walczyć o nowe rekordy życiowe, także na krótszych dystansach. Tydzień uznałbym za bardzo udany, gdyby nie lekko "zawalona" niedziela.
Poniedziałek:
12 km - śr. 4:49/km - HR 140
Podbiegi 10x 150m + schłodzenie
Rozpocząłem trening i od razu się rozpadało. Na szczęście był to tylko przelotny opad. Biegło mi się dosyć ciężko, a na koniec jeszcze musiałem popracować pod górę i pod wiatr, co nie było zbyt przyjemne ;) Wszystko dlatego, że mój ulubiony podbieg znajduje się właściwie w najwyższym punkcie Legnicy. Za to same podbiegi już z wiatrem w plecy! :D
Wtorek:
Interwały - 3x 1600m (p. 4') + 3x 1000m (p. 2') - HR 164
Planowałem wykonać te interwały w tempie 3:20/km. Na pierwszym odcinku szło dosyć dobrze i udało się w tempie 3:18/km. Postanowiłem powtarzać to na każdym kolejnym, choć było coraz trudniej. Pięć z sześciu odcinków pokonałem w tempie 3:18/km, a ostatniego tysiączka docisnąłem i wyszło 3:16.
Szczerze przyznam, że bardzo mocno podbudował mnie ten trening, w kontekście sobotniego startu na 10 km.
Środa:
14 km - śr. 4:55/km - HR 138
Oj co to była za męczarnia! Wtorkowy trening bardzo mocno wszedł w nogi, przez co miałem wrażenie, że ja się zataczam, a nie biegnę :D Jakoś udało mi się wykręcić te 14 km.
Czwartek:
WOLNE
Zdecydowanie trzeba było wypocząć, jeśli miałem walczyć o życiówkę ;)
Piątek:
6 km - śr. 4:52/km - HR 138
Przebieżki 6x 100m
Rozruch przed zawodami. Nie biegło mi się jakoś lekko, ale miałem wszystko pod kontrolą i wiedziałem, że na sobotę będzie git :)
Sobota:
10 km - 34:10 - śr. 3:25/km
Życiówka zrobiona. Szczegóły w mojej relacji - Tutaj
Niedziela:
21 km - śr. 4:26/km - HR 154
Chciałem wykorzystać zmęczenie po zawodach i polecieć trzydziestkę, a w tym 20 km w drugim zakresie (3:55-4:00). Jak już się domyślacie - na "chciałem" się skończyło.
Tak naprawdę to ten trening zawaliłem w sobotę. Nie nawodniłem się odpowiednio po zawodach, niewiele jadłem, a do tego spałem niecałe sześć godzin.
Ostatecznie zrobiłem 5 km spokojnie, a potem 12 km w średnim tempie 4:07/km. Totalna niemoc w nogach, a tętno praktycznie nie schodziło poniżej 160. Postanowiłem to zakończyć przedwcześnie, bo nie było najmniejszego sensu walczyć z organizmem. Na koniec jeszcze spokojne 4 km.
Zdecydowana większość drugiego zakresu prowadziła pod wiatr, ale ja nie miałem zamiaru sobie wmawiać, że to wiatr mnie ogranicza. Normalnie w tym tempie, to biegnę z uśmiechem na ustach, a nie walcząc o życie. Byłem wyjechany energetycznie i tyle ;)
Mimo wszystko popracowałem na zmęczeniu, a to dobra rzecz w perspektywie maratonu.
W całym tygodniu przebiegłem 93 km. Do maratonu pozostało już tylko 7 tygodni pracy :)